poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Mamuny




Czy kiedykolwiek przechadzaliście się samotnie lasem?
Pewnie wiele razy.
A czy kiedykolwiek się rozglądaliście?
 Nie. Nie na ptaszki i chmurki. Nie na kwiatki i żaby. Nie na szyszki i sosny.
Na oczy, na oczy i zęby. Na oczy, zęby i pazury na długich, chudych palcach i na dzieci. Nigdy tego nie widzieliście?
Cóż… to teraz macie okazje.

*

- Karolino! Karolino stój! KAROLINO!!!! - złapał ją za kaptur sportowej bluzy, starając przyciągnąć ją do siebie, oczywiście nie robiąc jej krzywdy.
- Puszczaj, Łukasz! Puszczaj mnie, daj mi iść samej!
- Zgłupiałaś chyba! Środek nocy, zimno, ciemno a Ty z dzieckiem na rękach biegniesz gdzie Cię nogi poniosą! -  wykrzyczał, chociaż tego nie chciał. Widział jaka jest przestraszona i zdeterminowana. Ona w zamian spojrzała  niepewnie w bok, jakby zakrywając oczy rzęsami przed jego przenikliwym wzrokiem.  
- Puść….- szepnęła ledwie rozchylając warg i- Puść mnie, musze tam  iść, sama… z nim. Muszę uciec! Muszę…czuję to.  - Mówiąc te słowa przytuliła mocniej Arka, małego Arka śpiącego w jej ramionach.  Małego Arka którego różowe rączki marzły w tę jesienną noc. Łzy toczyły ślad na jej policzkach.  Potem wyrwała się i uciekła, by wypełnić obowiązek spoczywający na jej barkach. Na barkach kobiety i matki.

Pewnego dnia  do naszej wioski przyjechała para. Dopiero co po studiach, pełni nadziei i marzeń. Młodzi, zakochani i ciekawscy. Później okazało się że chcą tutaj zamieszkać. Ona od zawsze lubiła wieś, a on pracoholik postanowił zmienić coś w swoim życiu. Mimo że jesteśmy zamknięci w swoim świecie, odizolowani od zewnętrznych wpływów i nie chcemy tutaj nikogo obcego, to nie dlatego że jesteśmy zgorzkniali. Nie chcemy słuchać krzyków i oglądać łez kolejnej niewinnej dziewczyny. Dlatego przysięgliśmy że nie dopuścimy do nas żadnych obcych, by znowu nie brać odpowiedzialność za nich, za ich wybory i za ich dzieci. Niestety nie udało nam się ich zniechęcić. Najpierw się wprowadzili, potem sprowadzili najbliższą rodzinę, a potem… potem rozeszła się wieść o ciąży. To właśnie ta informacja przenoszona z ust do ust jak dym i lepka jak miód, poruszyła liście na czubkach drzew. Od teraz wszystkie oczy były skierowane na nią. Nasze i Ich.

- Łukasz gdzie jest Karolina?
-Nie wiem mamo, nie mam pojęcia. -  powiedział zrezygnowany, dziabiąc widelcem jajecznice, która z trudem przesuwała się przez jego przełyk. Zatroskana matka pocałowała go w czubek głowy, podświadomie czując, że stało się coś złego. W końcu była kobietą i również matką. -  Wybiegłem za nią wczoraj. Obudziła się w nocy, wzięła małego i pobiegła do lasu, a gdy ją złapałem, wyrywała się i prosiła bym ją puścił. Mówiła że to jej przeznaczenie…. Jakie kurwa przeznaczenie?! -  wywalił jajecznice na podłogę, jajko zostawiło na podłodze mokry ślad, a potłuczony talerz oprószył go płatkami porcelany. Matka wiedziała jakie to przeznaczenie, kiedyś kobiety z wioski zdradziły jej swój sekret by chroniła kolejne dziecko. Nie udało się. Nie ma dziecka. Nie ma Karoliny.

W naszej wiosce są prawie same kobiety. Nieliczni mężczyźni są starzy, a kilku młodych żyje w określonym celu.  Część dzieci jest upośledzona, ale to nie jest wina genów czy chorób, to jest kara dla nieposłusznych matek. Jesteśmy hodowani, a nasza hodowla jest ściśle kontrolowana. Nie wiadomo czy bycie tutaj kobietą to błogosławieństwo czy kara. Bo co jest gorsze, umrzeć? Czy żyć, lecz oddać swoje dziecko na pożarcie? U nas ciąża nie jest darem od Boga, bo Boga już tutaj nie ma. Bezsilny nas porzucił.

Siedział i milczał, trzymając w rękach malutką skarpetkę i koszulę nocną. Zapadał zmierzch a on nie wiedział co robić, co myśleć. Matka znając tajemnice zabroniła mu biec do lasu i szukać, bała się tego co może zobaczyć, lub tego że coś mu się stanie. Siedział więc bezczynnie i czekał na znak, bo on jeszcze wierzył w Boga. Nieświadomy. Pusty wzrok wwiercał w płomienie kominka, gdy nagle usłyszał za oknem jakieś wrzaski i ogólne poruszenie. Ktoś walił do drzwi, jednak do niego to nie docierało.  Walili i walili, tłukli i kopali. Krzyczeli, krzyczeli, krzyczeli.
- Łukasz?! Czemu  nie otwierasz? Co się dzieje? Kto o tej porze się dobija? -  Matka zeszła poirytowana, zawiązując szlafrok spojrzała na niego wściekła, lecz jej wściekłość momentalnie wyparowała, gdy zamiast syna ujrzała pustego człowieka. Podeszła do drzwi .     - Kto tam?- Gwar ucichł, ktoś niepewnie odpowiedział.
- Pani Mikołajowa…. Proszę otworzyć. Karolina… -  ale ktokolwiek te słowa wypowiedział, nie zdążył dokończyć zdania. Matka otworzyła drzwi a to co zobaczyła zamroziło jej na sekundę krew, która paliła ją zimnej od środka.
- Chryste Panie!!! Co jej jest, gdzie Arek?! - Krzyczała Matka, widząc Karolinę w poszarpanym dresie, z zakrwawioną koszulką, bez dziecka z wzrokiem utkwionym w pustych dłoniach. - Karolino… .- Matka przypuszczała co się stało, broda jej zadrżała, objęła synową i wprowadziła do środka.
- Całe szczęście że ona przeżyła . - szepnęła jedna kobieta odchodząc, a Matka wiedziała że tamta ma racje.

Karolina nie była pierwszą, która próbowała uciec. Podświadomie czuła że coś się dzieje, że jej dziecku grozi niebezpieczeństwo. Każda z nas to czuje. Nie wolno nam mieć dzieci bez pozwolenia. Już nikt się nie kocha, bo to zbyt duże ryzyko, nikt nie chce dłużej cierpieć. Karolina długo dochodziła do siebie, często rozpamiętując tamtą noc. Nie pamięta co się stało, nie pojęła sekretu kobiet z wioski, wyparła to z pamięci starając się żyć normalnie. Mijały lata kobiety rozmnażały się pod bacznym okiem  naszych hodowców, niestety nie wszystkie się posłuchały. Nasza nieszczęsna Karolina znowu zaszła w ciążę. Pełna nadziei na lepsze jutro, nadal nieświadoma tego co się dzieje dookoła. Zbyt słaba psychicznie by pojąć co tak naprawdę nami kieruje. Aż przyszedł dzień porodu, tych łez nie zapomnimy nigdy mimo że widzieliśmy to już tyle razy.

W całym domu było głośno. Łukasz chodził pod drzwiami ściskając kocyk po zmarłym Arku, by przekazać go młodszemu dziecku, w spadku po nieszczęśliwym bracie. Z każdym krzykiem Karoliny jego mięśnie sztywniały. Wszystkie napięte jak struna. Zaciśnięte pięści, zgrzytające zęby. Tak trwało to przez 16 godzin, zaczęło nad ranem a skończyło w środku nocy.
- Mamo… już nie mogę -  wyszeptała jękliwie, spocona i wykończona.
- Jeszcze chwilę kochana, zaraz będzie koniec, za chwile przytulisz szkraba. -  Nadzieje w głosie Matki dodawała Karolinie otuchy – Jeszcze kilka skurczów, mała dasz rade.
Karolina zacisnęła szczęki i z wielkim wysiłkiem parła ostatni raz.
-Mamo… mamo czy to już -  jej słowa były ulotne jak para i ciche jak szmer pod drzwiami.
Matka w tym czasie wycierała maleństwo, nic nie mówiąc. Poklepywała je po plecach dopóki nie zaczęło cicho kwilić. Nie cieszyła się, nie płakała, nie mówiła nic. Położyła małe dziecko na piersi Karoliny. Dziewczyna spojrzała ciepłym, jeszcze nietrzeźwym wzrokiem na swój skarb. Dopiero po chwili jej źrenice zwęziły się pozostawiając tylko ziarnka maku na tęczówkach.
-Mamo…. Mamo czemu ono takie jest? Czemu ono takie jest?!!! CZEMU? – krzyczała histerycznie, nie dotykając swojego synka. Patrzyła na powykrzywiane kończyny, przerośniętą głowę, krzywo osadzone oczy, rozszczepioną wargę. Przerażona nie miała siły płakać ani modlić się
.- Mamo? Mamo powiedz coś! – błagał, błądziła wzrokiem  po pokracznej istocie, którą właśnie urodziła. Matka zabrała dziecko, owinęła w koc i wyszła z pokoju.

To był ostatni dzień z życia Karoliny, nie potrafiliśmy jej uchronić. Biedna, pobiegła nocą do lasu i utopiła się w potoku, jakby w zalewie swoich łez. Łukasz został z dzieckiem sam, nie licząc troskliwej Matki, która pocieszała syna w tych trudnych chwilach. Małemu Dominikowi zastąpiła matkę. Łukasz pokochał synka bez reszty. Mimo niesprawności, Dominik wypełnił całe jego życie, uwagę i czas. To jedyne co zostało mu po ukochanej Karolinie. W końcu Łukasz zaczął pytać, zadając właściwe pytania.
 - Matko, powiedz mi co się stało? Co się stało z Arkiem, czy coś go zabiło? – teraz umiał o to pytać, umiał o tym rozmawiać
- Tak synu. -  nie rozwijała odpowiedzi
-Ale co to było? Czy to ma związek z niepełnosprawnością Dominika? Przecież nikt w naszej rodzinie nie był chory, ani w rodzinie Karoliny. - drążył.
- Tak, te sprawy są powiązane, nic nie dzieje się bez przyczyny. - pytała w duszy, czemu to właśnie ona musi odpowiadać  na te pytania, czemu ona musi opowiadać tę historie.
- Matko! Spójrz na mnie i mi wytłumacz, chyba mam prawo wiedzieć co tu się dzieje? Czemu jest w tej wiosce niewielu mężczyzn  i tyle chorych dzieci?! - dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nigdy go to nie zastanawiało i nigdy nie wydało się dziwne. Matka usiadła, spojrzała na niego poważnie i zaczęła historie a on słuchał, z coraz większych zdziwieniem i niedowierzaniem.
- Widzisz, tak tutaj już jest. Dlatego Dominik jest chory, tak jak inne dzieci. To klątwa, przekleństwo za próbę ucieczki. One nami rządzą, a ta wioska to jedyne miejsce gdzie posiadanie dzieci nie jest błogosławieństwem.
- Chcesz powiedzieć że jakieś prastare istoty kontrolują tutaj narodziny? Nasz Arek umarł bo był niechcianym przez nich chłopcem? A Dominik jest chory bo to kara? Mamo, czy Ty słyszysz co mówisz?
-Tak, to samo opowiedziały mi kobiety z wioski jak się dowiedziały, że Karolina jest w ciąży. Nie chciałam w to wierzyć, ale teraz jestem pewna że to prawda. - opuściła głowę zrezygnowana.
Łukasz nic więcej już nie powiedział i nigdy więcej nie drążył tego tematu.


I tak to już jest w naszej małej wiosce. W wiosce gdzie rządzą Mamuny. Nienawidzą mężczyzn, rządzą kobietami. Dla każdej młodej kobiety to trudna lekcja. Każde dziecko jest kontrolowane, nieliczni wiedzą kto i z kim ma płodzić. A jeżeli ilość chłopców im zagraża, żądają kilku w ofierze . Każda kobieta, która im się sprzeciwi, nosi piętno. Każde następne dziecko, które urodzi, będzie upośledzone. Jak widać w naszej wiosce kobiety wolno uczą się na błędach. A Mamuny wściekłe żyją w głębi lasu, obserwując i wyciągają c swoje chude, kościste palce po każde nowonarodzone dziecko. Następnym razem, gdy będziesz na wsi, zastanów się czy dziecko, które bawi się na podwórzu było zaplanowane, a jeżeli ma upośledzone rodzeństwo, to już wiesz co to znaczy. A czy na swoje dziecko masz zezwolenie?

czwartek, 2 kwietnia 2015

Lepiej późno niż wcale..


Trochę mnie nie było, możliwe że to przez pracę (pochłaniającą 3 dni w tygodniu) i przez uczelnię (pozostałe 4 dni). Jednak mimo pisania tutaj raz na ruski rok, przyznaję się bez bicia, rozwijam się cały czas, pielęgnując moją wewnętrzną wrażliwość. Zakupiłam czytnik e-booków dzięki czemu czytam więcej i dzięki temu mogłam w końcu zatopić się w magicznej Krainie Traw Mitcha Cullina, oraz pohasać z królikami z Wodnikowego Wzgórza Richarda Adamsa. Długo nie malowałam, nie znajdowałam czasu ani chęci, przeprowadzka do mamy psychicznie mnie zjadła. Na szczęście, z powoli nadchodzącą wiosną, budzę się artystycznie i mogę przelać na papier chociaż kroplę z oceanu który we mnie szaleje. Miewam ostatnio również dziwne sny, od dłuższego czasu śni mi się las, las ze szczątkami zwierząt w ściółce, dziki, nieokiełznany i groźny a ja go przemierzam potykając się, czasami jest w nim woda, jakiś staw czy wodopój. Głęboka i szeroka leśna woda. Pole rzepaku pośród sosen. Lubię te sny, przenoszą mnie w inne miejsce, może tam gdzie powinnam być.  Myślę że na tym poprzestanę. Dzisiejsze pisanie do samej siebie zakończone.