piątek, 25 grudnia 2015

Wigilijne przemyślenia


Umieranie jest czymś naturalnym. Umierasz i rodzisz się dziesiątki razy dziennie. Z każdą mijającą sekundą coś się z Tobą dzieje. Dzień za dniem odradzasz się jako nowa istota, inna niż wczoraj, inna niż przedwczoraj. Ty sprzed sekundy różni się od Ciebie teraz i ta za sekundę już nie będzie Tobą z tej chwili. Twoje myśli płyną jak potok drążąc wnętrze, zostawiając ślad. Czy pamiętasz co w tedy czułaś? Patrząc na fotografię, o czym myślała ta 3 letnia dziewczynka? A ośmioletnia, o czym myśli? Co kryje się w jej oczach? Czy widać w nich ten ból i cierpienie? Ten strach przed każdym dniem, krzykiem, podniesioną ręką?  Świat ma kolor zachodu słońca zza bordowych zasłon. Ma zapach wódki i kurzu, a powietrze ciężko się wdycha. Dźwięki są zmieszane. Coś jak krzyk, tłuczenie, klaskanie, pukanie, miażdżenie, szuranie, drapanie, piszczenie, kapanie. Kwitnące forsycje, spadające liście, gorąca czekolada i piekące, czerwone ślady.  Obiad przy stole, teleturniej w telewizji a potem szum i ból w głowie. Cztery czerwone ściany jak klatka. Czerwień, czerwień, czerwień i nic więcej. Bordowe ściany, bordowe zasłony, bordowa wykładzina i bordowa ja. Bordowa ja, bez tożsamości. Kim jestem jak nie mieszanką cudzego życia? Konsekwencją cudzych błędów i wyborów.  Świat za oknem jest wielki i straszny, zimny i gorący, jasny i ciemny. Tyle kilometrów do przemierzenia, tylko miejsc do odwiedzenia. Stare kamienice, deszcz, światła latarni, popękany chodnik, mokre liście i cienie, cienie dookoła. Wielki księżyc jak oko w ciemności i wiatr o chłodnym, obcym zapachu.  Ile może znieść jeden, mały umysł? Ile może znieść jedno, małe ciało? Posiadanie uczuć jest czymś trudnym, jest jak piętno. Im więcej odczuwasz tym bardziej cierpisz, nie godząc się z okrucieństwem świata. Sama świata nie zbawisz, tak jak nikt nie zbawi Ciebie.
Fatal Stage by Ryohei Hase  <http://ryohei-hase.deviantart.com/art/Fatal-Stage-85330492>

niedziela, 15 listopada 2015

Pisklę świata

Krótka praca na konkurs. Nie wygrałam, ale i tak jestem z siebie zadowolona :)

Nie dawno, dawno temu- teraz.
Nie daleko za górami- tutaj.
Obok Ciebie, w mrugnięciu oka, w biciu serca, pojawia się świat.
Istnieje, funkcjonuje i czasami ma wpływ na Ciebie.
Znasz to uczucie gdy nagle przejdą Cię ciarki? Jak to mówi Babcia, śmierć Cię powąchała... Nie!
Po prostu ocierasz się o ścianę drugiego świata. Twoje plecy przenikają do drugiej rzeczywistości, Twoja skóra drętwieje. Wiesz jak się to nazywa? Ten konkretny moment gdy czujesz igiełki w każdej warstwie skóry? To nie takie zwykłe ciarki ani gęsia skórka! To Złota Skóra, moment stykania się z innym światem, zmiany materii dookoła. Czemu Złota Skóra? Bo to moment tak wyjątkowy i cenny jak złoto, szlachetny i niedostępny dla byle kogo oraz stary jak ziemia po której stąpasz. Zastanawiasz się czy można przejść dalej? Oczywiście! Musisz tylko się mocno skoncentrować i powoli poruszać się tak, by Złota Skóra objęła Cię całego. Czujesz to? Ten chłód, który Cię ogarnia, to drętwienie i swędzenie. Twoja materia się zmienia, Twoje cząsteczki się przebudowują. Czujesz, że już jesteś jedną nogą gdzie indziej. Te szumy dookoła, wiatr na twarzy, wilgoć w powietrzu i dziwny, kurzowy zapach! 
Teraz możesz powoli otworzyć oczy, ale powoli! Widzisz chmury, dużo chmur, błękitne i białe. Szare niebo, czubki drzew. Ogromny, niekończący się las. Rozglądasz się dookoła, coś twardego upija Cię w udo, po dotyku poznajesz, że to gałąź. Wstajesz i otrzepujesz się. Z przerażeniem stwierdzasz, że nie wiesz gdzie jesteś! Nie masz prawa tego wiedzieć. 
Brawo! 
Jesteś w Wielkim Gnieździe Kruka, tym samym, w którym narodził się świat, tutaj początek i koniec stykają się. Tutaj Wielkie Pisklę świata wykluło się i spojrzało swoim okiem w nicość. Teraz Ty jesteś krukiem, w kruczym gnieździe, Teraz Ty zobaczysz koniec. Spod Twoich stóp słuchać chrupanie, tłuczenie, chrzęszczenie, łamanie, pękanie. Coś porcelanowego wyłania się spod twoich stóp, więżąc je. Z przerażeniem stwierdzasz że to skorupa! Wiercisz się, krzyczysz, próbujesz wyjąć nogi ale nie możesz. Skorupa Cię obrasta, tworząc śmiertelną klatkę, trumnę. Teraz już wiesz że jesteś Pisklęciem. Pisklęciem końca zamkniętym w jaju, w wielkim Gnieździe Kruka.


                                     https://www.pinterest.com/pin/501025527271737276/

Starocie 2

Każdy z nas kiedyś miał bloga, photobloga czy inne konta, o których zapomniał. Ja znalazłam swojego photobloga z 2012 roku, na którym miałam jeden wpis. Photoblog jako serwis mi się nie podoba, więc postanowiłam usunąć zdjęcia i wpis ( z usuwaniem konta są jakieś tam jajca  z pisaniem do centrali). Jeden, jedyny wpis z 15.11.2012 roku wstawiam właśnie tutaj by nie zginął. Strasznie mi się podoba, czytam go z dystansem i czasami lubię to co wychodzi spod moich palców.



Czy Ty też masz tak że się wyłączasz?
Nie, nie mam na myśli zagapienia, zapatrzenia w 
 jeden punkt, tylko całkowite wyłączenie, jesteś w swojej własnej rzeczywistości, 
 myślisz o zdarzeniach alternatywnych i żyjesz nimi. Ja tak mam, przerażające gdy się 
 zorientuje w jakim stanie jestem, zapominam o świecie, o ludziach dookoła mnie, a 
 potem robię się senna, bardzo senna. Różne miejsca są inne niż nam się wydaje, nie 
 zastanawiałeś się nigdy co było w danym miejscu przed zabudowaniami? co tam się 
 działo? Widzę kolory, na przykład pomarańczowy i czarny, pomarańczowy to latarnie, a 
 czarny to mokry asfalt. Tak, tak własnie wygląda jesień, ta rozmarzona i 
 sentymentalna.

Czy Ty też tak masz?

Każda jesień, co roku, traci swój urok, każdy dzień nowego roku jest mniej 
 pociągające, szary, coraz bardziej szary i gonisz coś czego nie ma, nie ma, to po 
 prostu nie istnieje, ale gonisz, szukasz, przypatrujesz się i cierpisz, tak bardzo 
 jak jeszcze nigdy przedtem, coraz bardziej i bardziej. To Cie rozrywa, od wewnątrz, 
 kiedyś było małe, teraz cie wypełnia, wylewa się do każdej żyły, każdej kości, 
 każdego narządu.... jesteś już obcy, dla samego siebie, albo też można powiedzieć że 
 jesteś kimś innym. 

Potem zaczynasz nienawidzić, nienawidzisz swojego głosu, swojego odbicia, swojego 
 ciepła i zimna. Nienawidzisz swoich upodobań, nie lubisz już tego co lubiłeś, lubisz 
 co innego i tego też nienawidzisz. W swoich oczach jesteś nikim, nikim ważnym, nikim 
 pięknym, nikim w każdej kategorii.

Umierasz.

Ja tak mam, mam tak od dawna, od zawsze, od kiedy pamiętam. Zgubiłam jakąś część siebie, jestem niekompletna, nijaka, uszkodzona. Przez to jestem niepotrzebna, popsuta i zdaje sobie z tego sprawę. Gonie za tym co zgubiłam, jednak nie wiem co to jest i zostają mi dwie rzeczy, albo szukać dalej, cierpieć i cierpieć ale szukać, albo niszczyć swoje ciało jak opakowanie aż do śmierci. W końcu kogo to obchodzi, jesteśmy tylko kupą tkanek, niczym więcej. 

i w klimacie https://www.youtube.com/watch?v=H2-1u8xvk54

wtorek, 25 sierpnia 2015

Nowe Hobby?

Ostatnio zaczęłam zbierać kamienie. Zazwyczaj są to krzemienie, ponieważ są piękne, różnorodne, nie tak trudne do znalezienia (poza kilkoma odmianami), posiadają właściwości magiczne i uzdrawiające. Kolekcja moich krzemieni wynosi teraz dwie spore puszki, oczywiście najpiękniejsze okazy stoją na półce, z mniejszych robię biżuterię.
 Czarnego krzemienia używa się do robienia krzemowej wody, czyli oczyszczonej wody, zbliżonej do takiej ze źródeł.
Najpopularniejszym za to krzemieniem w jubilerstwie jest krzemień pasiasty i on jest trudny do znalezienia, ponieważ występuje tylko w Górach Świętokrzyskich.
Krzemieni używało się przede wszystkim do oczyszczenia organizmu, uspokojenia się i wyciszenia. Pomaga mocniej stąpać po ziemi oraz podejmować decyzje. Chroni nasz także podczas snu. Jest dość uniwersalnym kamieniem, ponieważ można stosować go w każdym rodzaju magii.

Zdarzają się także inne okazy np. skamieliny, tych mam niestety mało :(


Niektóre z moich znalezisk :)








Moje wisiorki










Inne kamienie

środa, 27 maja 2015

Starocie

Stwierdziłam że pora odświeżyć pamieć i zajrzeć do starego folderu z wierszami. Pisałam je w latach 2008, 2009 i 2010- czyli lata mojego gimnazjum. Byłam w tedy niezwykle płodna ale.... no właśnie jest "ale". Jak prawie każda nastolatka, przechodziłam w tedy okres buntu, więc nie dziwi bijący od wierszy gotycki klimat oblany krwią i smutkiem. Jednak doceniam te pamiątki. Przypominają mi o moich rozterkach i zagubionych uczuciach. Co jakiś czas będę publikować swoje stare wypociny :P

Zacznijmy od wiersza napisanego na podstawie moich wspomnień z działki. To moje ulubione miejsce na świecie i na pewno zostawiło mocny ślad w psychice małego dziecka, jakim kiedyś bez wątpienia byłam :)

Zamknięta w wieczności <----- niezwykle oryginalny tytuł :P

Zamknięta w wieczności, mam wszystko czego potrzebuje, nie muszę się o nic martwic. Załatwiłam wszystkie niedokończone sprawy. Nie muszę powstrzymywać łez, krzyk uwięziony znalazł punkt wyjścia. Niezbyt poetycka, w zielonych ogrodach pod płaczącymi wierzbami siedzę, gdy czas do domu iść o zachodzie słońca, gdzie pomarańcz daje o sobie znać przez bezlistne gałązki drzew, droga żwirowaną gdzie skręcam w piaskową ścieżkę pod górę, idę. Krzewy jałowca po obu stronach przyprawiają mnie o dreszcze. Mroczne zakątki wśród iglastych drzew, ich rok wiec igiełki mają kolor miedzi. Przechodzę obok cmentarza, gdzieniegdzie stoją kamienne słupy, słychać szelest w leśnym poszyciu, pełna obaw idę dalej. Suchy las, gdzie ziemia jest koloru bursztynu poszyta dywanem z szyszek, widzę jeszcze ostanie promienie wieczornego słońca na letnim, jasnobłękitnym niebie. Przechodzę obok starej jabłonki na rozstaju dróg, przechodzę obok błotnistego oczka wodnego, serenady żab przyprawiają mnie o ból głowy. Piaszczystą drogą idę przed siebie po lewej stronie mam las sosnowy w który wbiega mały jelonek czymś spłoszony, widzę poruszenie szerszeni w gnieździe na starej ambonie. Po prawej pola owies, żyto, jęczmień i wieczorne cykanie świerszczy. Daleko od domu wychodzę na polanę na wielkiej żwirowni. Widok jest przepiękny choć po obu stronach stromego zbocza leżą puszki po piwie, butelki po alkoholach i stare opony, widzę tragiczny los samobójców, siadam na zboczu wpatrzona w horyzont i zastanawiam się jaką musieli zapłacić cenę by przezwyciężyć strach i doznać takiej ulgi a zarazem rozkoszy. Znikam, budzę się na jednej z miejskich ulic nocą. Choć godzina późna a wokół żywej duszy oprócz kotów w szarych zaułkach nie odczuwam strachu. Strużki krwi spływające do studzienek kanalizacyjnych dodają temu szaremu miejscu uroków, kontrastują z szarym blokowiskiem. Pomarańczowe latarnie sprawiają że kałuże wyglądają jak lusterka  rozłożone na chodniku. Przeglądam się w czerwonych stróżkach i widzę taniec dwóch, na czarno ubranych postaci. Zaczynam bezwiednie płakać nie potrafię powstrzymać spływających po policzkach łez, plum jedna wpada do kałuży pod stopami i czas się zatrzymuje a świat oblała fala grozy z wikińskich cmentarzy, gdzie średniowiecznej rzezi nie ma końca. Koronkowe  sukienki, jeansowe spódniczki, bluzeczki z dekoltem, trójkołowce, rolki, wrotki, lalki, warkoczyki, wstążeczki i wymarzone wakacje z dzieciństwa. Mama, tata i ja w stworzonym przez rodziców złudzeniu. Kostium kąpielowy, błękitny z pieskiem i piekący, czerwony ślad na tylnej stronie nóg od rózgi. Spadający lód z patyczka zapach grilla i kolejny ślad od oparzenia na reku. Miłości z dzieciństwa, karteczki w kształcie serduszek. Wieczorne przesiadywanie na ławkach przy boisku do siatkówki w krótkich spodenkach i podkoszulku. Dookoła kapsle od butelek po piwie i papierki po gumach do żucia by rodzice nie poczuli naszych wakacyjnych wybryków. Tylko ja inna nie przytykam butelki do ust. Potem o zachodzie wsiadam na czerwonego składaka Wigry3 i jadę betonowa szeroka ulica Główną. Spalona taśma i tylko jej sfond wtedy pozostaje w pamięci. Miłości, fantazje gra w siatkówkę i wieczorne powroty pozostają zmytym w piaskowej burzy wspomnieniem.  

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Mamuny




Czy kiedykolwiek przechadzaliście się samotnie lasem?
Pewnie wiele razy.
A czy kiedykolwiek się rozglądaliście?
 Nie. Nie na ptaszki i chmurki. Nie na kwiatki i żaby. Nie na szyszki i sosny.
Na oczy, na oczy i zęby. Na oczy, zęby i pazury na długich, chudych palcach i na dzieci. Nigdy tego nie widzieliście?
Cóż… to teraz macie okazje.

*

- Karolino! Karolino stój! KAROLINO!!!! - złapał ją za kaptur sportowej bluzy, starając przyciągnąć ją do siebie, oczywiście nie robiąc jej krzywdy.
- Puszczaj, Łukasz! Puszczaj mnie, daj mi iść samej!
- Zgłupiałaś chyba! Środek nocy, zimno, ciemno a Ty z dzieckiem na rękach biegniesz gdzie Cię nogi poniosą! -  wykrzyczał, chociaż tego nie chciał. Widział jaka jest przestraszona i zdeterminowana. Ona w zamian spojrzała  niepewnie w bok, jakby zakrywając oczy rzęsami przed jego przenikliwym wzrokiem.  
- Puść….- szepnęła ledwie rozchylając warg i- Puść mnie, musze tam  iść, sama… z nim. Muszę uciec! Muszę…czuję to.  - Mówiąc te słowa przytuliła mocniej Arka, małego Arka śpiącego w jej ramionach.  Małego Arka którego różowe rączki marzły w tę jesienną noc. Łzy toczyły ślad na jej policzkach.  Potem wyrwała się i uciekła, by wypełnić obowiązek spoczywający na jej barkach. Na barkach kobiety i matki.

Pewnego dnia  do naszej wioski przyjechała para. Dopiero co po studiach, pełni nadziei i marzeń. Młodzi, zakochani i ciekawscy. Później okazało się że chcą tutaj zamieszkać. Ona od zawsze lubiła wieś, a on pracoholik postanowił zmienić coś w swoim życiu. Mimo że jesteśmy zamknięci w swoim świecie, odizolowani od zewnętrznych wpływów i nie chcemy tutaj nikogo obcego, to nie dlatego że jesteśmy zgorzkniali. Nie chcemy słuchać krzyków i oglądać łez kolejnej niewinnej dziewczyny. Dlatego przysięgliśmy że nie dopuścimy do nas żadnych obcych, by znowu nie brać odpowiedzialność za nich, za ich wybory i za ich dzieci. Niestety nie udało nam się ich zniechęcić. Najpierw się wprowadzili, potem sprowadzili najbliższą rodzinę, a potem… potem rozeszła się wieść o ciąży. To właśnie ta informacja przenoszona z ust do ust jak dym i lepka jak miód, poruszyła liście na czubkach drzew. Od teraz wszystkie oczy były skierowane na nią. Nasze i Ich.

- Łukasz gdzie jest Karolina?
-Nie wiem mamo, nie mam pojęcia. -  powiedział zrezygnowany, dziabiąc widelcem jajecznice, która z trudem przesuwała się przez jego przełyk. Zatroskana matka pocałowała go w czubek głowy, podświadomie czując, że stało się coś złego. W końcu była kobietą i również matką. -  Wybiegłem za nią wczoraj. Obudziła się w nocy, wzięła małego i pobiegła do lasu, a gdy ją złapałem, wyrywała się i prosiła bym ją puścił. Mówiła że to jej przeznaczenie…. Jakie kurwa przeznaczenie?! -  wywalił jajecznice na podłogę, jajko zostawiło na podłodze mokry ślad, a potłuczony talerz oprószył go płatkami porcelany. Matka wiedziała jakie to przeznaczenie, kiedyś kobiety z wioski zdradziły jej swój sekret by chroniła kolejne dziecko. Nie udało się. Nie ma dziecka. Nie ma Karoliny.

W naszej wiosce są prawie same kobiety. Nieliczni mężczyźni są starzy, a kilku młodych żyje w określonym celu.  Część dzieci jest upośledzona, ale to nie jest wina genów czy chorób, to jest kara dla nieposłusznych matek. Jesteśmy hodowani, a nasza hodowla jest ściśle kontrolowana. Nie wiadomo czy bycie tutaj kobietą to błogosławieństwo czy kara. Bo co jest gorsze, umrzeć? Czy żyć, lecz oddać swoje dziecko na pożarcie? U nas ciąża nie jest darem od Boga, bo Boga już tutaj nie ma. Bezsilny nas porzucił.

Siedział i milczał, trzymając w rękach malutką skarpetkę i koszulę nocną. Zapadał zmierzch a on nie wiedział co robić, co myśleć. Matka znając tajemnice zabroniła mu biec do lasu i szukać, bała się tego co może zobaczyć, lub tego że coś mu się stanie. Siedział więc bezczynnie i czekał na znak, bo on jeszcze wierzył w Boga. Nieświadomy. Pusty wzrok wwiercał w płomienie kominka, gdy nagle usłyszał za oknem jakieś wrzaski i ogólne poruszenie. Ktoś walił do drzwi, jednak do niego to nie docierało.  Walili i walili, tłukli i kopali. Krzyczeli, krzyczeli, krzyczeli.
- Łukasz?! Czemu  nie otwierasz? Co się dzieje? Kto o tej porze się dobija? -  Matka zeszła poirytowana, zawiązując szlafrok spojrzała na niego wściekła, lecz jej wściekłość momentalnie wyparowała, gdy zamiast syna ujrzała pustego człowieka. Podeszła do drzwi .     - Kto tam?- Gwar ucichł, ktoś niepewnie odpowiedział.
- Pani Mikołajowa…. Proszę otworzyć. Karolina… -  ale ktokolwiek te słowa wypowiedział, nie zdążył dokończyć zdania. Matka otworzyła drzwi a to co zobaczyła zamroziło jej na sekundę krew, która paliła ją zimnej od środka.
- Chryste Panie!!! Co jej jest, gdzie Arek?! - Krzyczała Matka, widząc Karolinę w poszarpanym dresie, z zakrwawioną koszulką, bez dziecka z wzrokiem utkwionym w pustych dłoniach. - Karolino… .- Matka przypuszczała co się stało, broda jej zadrżała, objęła synową i wprowadziła do środka.
- Całe szczęście że ona przeżyła . - szepnęła jedna kobieta odchodząc, a Matka wiedziała że tamta ma racje.

Karolina nie była pierwszą, która próbowała uciec. Podświadomie czuła że coś się dzieje, że jej dziecku grozi niebezpieczeństwo. Każda z nas to czuje. Nie wolno nam mieć dzieci bez pozwolenia. Już nikt się nie kocha, bo to zbyt duże ryzyko, nikt nie chce dłużej cierpieć. Karolina długo dochodziła do siebie, często rozpamiętując tamtą noc. Nie pamięta co się stało, nie pojęła sekretu kobiet z wioski, wyparła to z pamięci starając się żyć normalnie. Mijały lata kobiety rozmnażały się pod bacznym okiem  naszych hodowców, niestety nie wszystkie się posłuchały. Nasza nieszczęsna Karolina znowu zaszła w ciążę. Pełna nadziei na lepsze jutro, nadal nieświadoma tego co się dzieje dookoła. Zbyt słaba psychicznie by pojąć co tak naprawdę nami kieruje. Aż przyszedł dzień porodu, tych łez nie zapomnimy nigdy mimo że widzieliśmy to już tyle razy.

W całym domu było głośno. Łukasz chodził pod drzwiami ściskając kocyk po zmarłym Arku, by przekazać go młodszemu dziecku, w spadku po nieszczęśliwym bracie. Z każdym krzykiem Karoliny jego mięśnie sztywniały. Wszystkie napięte jak struna. Zaciśnięte pięści, zgrzytające zęby. Tak trwało to przez 16 godzin, zaczęło nad ranem a skończyło w środku nocy.
- Mamo… już nie mogę -  wyszeptała jękliwie, spocona i wykończona.
- Jeszcze chwilę kochana, zaraz będzie koniec, za chwile przytulisz szkraba. -  Nadzieje w głosie Matki dodawała Karolinie otuchy – Jeszcze kilka skurczów, mała dasz rade.
Karolina zacisnęła szczęki i z wielkim wysiłkiem parła ostatni raz.
-Mamo… mamo czy to już -  jej słowa były ulotne jak para i ciche jak szmer pod drzwiami.
Matka w tym czasie wycierała maleństwo, nic nie mówiąc. Poklepywała je po plecach dopóki nie zaczęło cicho kwilić. Nie cieszyła się, nie płakała, nie mówiła nic. Położyła małe dziecko na piersi Karoliny. Dziewczyna spojrzała ciepłym, jeszcze nietrzeźwym wzrokiem na swój skarb. Dopiero po chwili jej źrenice zwęziły się pozostawiając tylko ziarnka maku na tęczówkach.
-Mamo…. Mamo czemu ono takie jest? Czemu ono takie jest?!!! CZEMU? – krzyczała histerycznie, nie dotykając swojego synka. Patrzyła na powykrzywiane kończyny, przerośniętą głowę, krzywo osadzone oczy, rozszczepioną wargę. Przerażona nie miała siły płakać ani modlić się
.- Mamo? Mamo powiedz coś! – błagał, błądziła wzrokiem  po pokracznej istocie, którą właśnie urodziła. Matka zabrała dziecko, owinęła w koc i wyszła z pokoju.

To był ostatni dzień z życia Karoliny, nie potrafiliśmy jej uchronić. Biedna, pobiegła nocą do lasu i utopiła się w potoku, jakby w zalewie swoich łez. Łukasz został z dzieckiem sam, nie licząc troskliwej Matki, która pocieszała syna w tych trudnych chwilach. Małemu Dominikowi zastąpiła matkę. Łukasz pokochał synka bez reszty. Mimo niesprawności, Dominik wypełnił całe jego życie, uwagę i czas. To jedyne co zostało mu po ukochanej Karolinie. W końcu Łukasz zaczął pytać, zadając właściwe pytania.
 - Matko, powiedz mi co się stało? Co się stało z Arkiem, czy coś go zabiło? – teraz umiał o to pytać, umiał o tym rozmawiać
- Tak synu. -  nie rozwijała odpowiedzi
-Ale co to było? Czy to ma związek z niepełnosprawnością Dominika? Przecież nikt w naszej rodzinie nie był chory, ani w rodzinie Karoliny. - drążył.
- Tak, te sprawy są powiązane, nic nie dzieje się bez przyczyny. - pytała w duszy, czemu to właśnie ona musi odpowiadać  na te pytania, czemu ona musi opowiadać tę historie.
- Matko! Spójrz na mnie i mi wytłumacz, chyba mam prawo wiedzieć co tu się dzieje? Czemu jest w tej wiosce niewielu mężczyzn  i tyle chorych dzieci?! - dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nigdy go to nie zastanawiało i nigdy nie wydało się dziwne. Matka usiadła, spojrzała na niego poważnie i zaczęła historie a on słuchał, z coraz większych zdziwieniem i niedowierzaniem.
- Widzisz, tak tutaj już jest. Dlatego Dominik jest chory, tak jak inne dzieci. To klątwa, przekleństwo za próbę ucieczki. One nami rządzą, a ta wioska to jedyne miejsce gdzie posiadanie dzieci nie jest błogosławieństwem.
- Chcesz powiedzieć że jakieś prastare istoty kontrolują tutaj narodziny? Nasz Arek umarł bo był niechcianym przez nich chłopcem? A Dominik jest chory bo to kara? Mamo, czy Ty słyszysz co mówisz?
-Tak, to samo opowiedziały mi kobiety z wioski jak się dowiedziały, że Karolina jest w ciąży. Nie chciałam w to wierzyć, ale teraz jestem pewna że to prawda. - opuściła głowę zrezygnowana.
Łukasz nic więcej już nie powiedział i nigdy więcej nie drążył tego tematu.


I tak to już jest w naszej małej wiosce. W wiosce gdzie rządzą Mamuny. Nienawidzą mężczyzn, rządzą kobietami. Dla każdej młodej kobiety to trudna lekcja. Każde dziecko jest kontrolowane, nieliczni wiedzą kto i z kim ma płodzić. A jeżeli ilość chłopców im zagraża, żądają kilku w ofierze . Każda kobieta, która im się sprzeciwi, nosi piętno. Każde następne dziecko, które urodzi, będzie upośledzone. Jak widać w naszej wiosce kobiety wolno uczą się na błędach. A Mamuny wściekłe żyją w głębi lasu, obserwując i wyciągają c swoje chude, kościste palce po każde nowonarodzone dziecko. Następnym razem, gdy będziesz na wsi, zastanów się czy dziecko, które bawi się na podwórzu było zaplanowane, a jeżeli ma upośledzone rodzeństwo, to już wiesz co to znaczy. A czy na swoje dziecko masz zezwolenie?

czwartek, 2 kwietnia 2015

Lepiej późno niż wcale..


Trochę mnie nie było, możliwe że to przez pracę (pochłaniającą 3 dni w tygodniu) i przez uczelnię (pozostałe 4 dni). Jednak mimo pisania tutaj raz na ruski rok, przyznaję się bez bicia, rozwijam się cały czas, pielęgnując moją wewnętrzną wrażliwość. Zakupiłam czytnik e-booków dzięki czemu czytam więcej i dzięki temu mogłam w końcu zatopić się w magicznej Krainie Traw Mitcha Cullina, oraz pohasać z królikami z Wodnikowego Wzgórza Richarda Adamsa. Długo nie malowałam, nie znajdowałam czasu ani chęci, przeprowadzka do mamy psychicznie mnie zjadła. Na szczęście, z powoli nadchodzącą wiosną, budzę się artystycznie i mogę przelać na papier chociaż kroplę z oceanu który we mnie szaleje. Miewam ostatnio również dziwne sny, od dłuższego czasu śni mi się las, las ze szczątkami zwierząt w ściółce, dziki, nieokiełznany i groźny a ja go przemierzam potykając się, czasami jest w nim woda, jakiś staw czy wodopój. Głęboka i szeroka leśna woda. Pole rzepaku pośród sosen. Lubię te sny, przenoszą mnie w inne miejsce, może tam gdzie powinnam być.  Myślę że na tym poprzestanę. Dzisiejsze pisanie do samej siebie zakończone.