Czy kiedykolwiek przechadzaliście się
samotnie lasem?
Pewnie wiele razy.
A czy kiedykolwiek się rozglądaliście?
Nie. Nie na ptaszki i chmurki. Nie na kwiatki
i żaby. Nie na szyszki i sosny.
Na oczy, na oczy i zęby. Na oczy, zęby i
pazury na długich, chudych palcach i na dzieci. Nigdy tego nie widzieliście?
Cóż… to teraz macie okazje.
*
- Karolino! Karolino
stój! KAROLINO!!!! - złapał ją za kaptur sportowej bluzy, starając przyciągnąć
ją do siebie, oczywiście nie robiąc jej krzywdy.
- Puszczaj, Łukasz!
Puszczaj mnie, daj mi iść samej!
- Zgłupiałaś chyba!
Środek nocy, zimno, ciemno a Ty z dzieckiem na rękach biegniesz gdzie Cię nogi
poniosą! - wykrzyczał, chociaż tego nie
chciał. Widział jaka jest przestraszona i zdeterminowana. Ona w zamian
spojrzała niepewnie w bok, jakby
zakrywając oczy rzęsami przed jego przenikliwym wzrokiem.
- Puść….- szepnęła
ledwie rozchylając warg i- Puść mnie, musze tam
iść, sama… z nim. Muszę uciec! Muszę…czuję to. - Mówiąc te słowa przytuliła mocniej Arka,
małego Arka śpiącego w jej ramionach. Małego Arka którego różowe rączki marzły w tę
jesienną noc. Łzy toczyły ślad na jej policzkach. Potem wyrwała się i uciekła, by wypełnić
obowiązek spoczywający na jej barkach. Na barkach kobiety i matki.
Pewnego
dnia do naszej wioski przyjechała para.
Dopiero co po studiach, pełni nadziei i marzeń. Młodzi, zakochani i ciekawscy.
Później okazało się że chcą tutaj zamieszkać. Ona od zawsze lubiła wieś, a on
pracoholik postanowił zmienić coś w swoim życiu. Mimo że jesteśmy zamknięci w
swoim świecie, odizolowani od zewnętrznych wpływów i nie chcemy tutaj nikogo
obcego, to nie dlatego że jesteśmy zgorzkniali. Nie chcemy słuchać krzyków i
oglądać łez kolejnej niewinnej dziewczyny. Dlatego przysięgliśmy że nie
dopuścimy do nas żadnych obcych, by znowu nie brać odpowiedzialność za nich, za
ich wybory i za ich dzieci. Niestety nie udało nam się ich zniechęcić. Najpierw
się wprowadzili, potem sprowadzili najbliższą rodzinę, a potem… potem rozeszła
się wieść o ciąży. To właśnie ta informacja przenoszona z ust do ust jak dym i
lepka jak miód, poruszyła liście na czubkach drzew. Od teraz wszystkie oczy
były skierowane na nią. Nasze i Ich.
- Łukasz gdzie jest
Karolina?
-Nie wiem mamo, nie mam
pojęcia. - powiedział zrezygnowany,
dziabiąc widelcem jajecznice, która z trudem przesuwała się przez jego przełyk.
Zatroskana matka pocałowała go w czubek głowy, podświadomie czując, że stało
się coś złego. W końcu była kobietą i również matką. - Wybiegłem za nią wczoraj. Obudziła się w nocy,
wzięła małego i pobiegła do lasu, a gdy ją złapałem, wyrywała się i prosiła bym
ją puścił. Mówiła że to jej przeznaczenie…. Jakie kurwa przeznaczenie?! - wywalił jajecznice na podłogę, jajko zostawiło
na podłodze mokry ślad, a potłuczony talerz oprószył go płatkami porcelany.
Matka wiedziała jakie to przeznaczenie, kiedyś kobiety z wioski zdradziły jej
swój sekret by chroniła kolejne dziecko. Nie udało się. Nie ma dziecka. Nie ma
Karoliny.
W
naszej wiosce są prawie same kobiety. Nieliczni mężczyźni są starzy, a kilku
młodych żyje w określonym celu. Część
dzieci jest upośledzona, ale to nie jest wina genów czy chorób, to jest kara
dla nieposłusznych matek. Jesteśmy hodowani, a nasza hodowla jest ściśle kontrolowana.
Nie wiadomo czy bycie tutaj kobietą to błogosławieństwo czy kara. Bo co jest
gorsze, umrzeć? Czy żyć, lecz oddać swoje dziecko na pożarcie? U nas ciąża nie
jest darem od Boga, bo Boga już tutaj nie ma. Bezsilny nas porzucił.
Siedział i milczał, trzymając
w rękach malutką skarpetkę i koszulę nocną. Zapadał zmierzch a on nie wiedział
co robić, co myśleć. Matka znając tajemnice zabroniła mu biec do lasu i szukać,
bała się tego co może zobaczyć, lub tego że coś mu się stanie. Siedział więc
bezczynnie i czekał na znak, bo on jeszcze wierzył w Boga. Nieświadomy. Pusty
wzrok wwiercał w płomienie kominka, gdy nagle usłyszał za oknem jakieś wrzaski
i ogólne poruszenie. Ktoś walił do drzwi, jednak do niego to nie
docierało. Walili i walili, tłukli i
kopali. Krzyczeli, krzyczeli, krzyczeli.
- Łukasz?! Czemu nie otwierasz? Co się dzieje? Kto o tej porze
się dobija? - Matka zeszła poirytowana,
zawiązując szlafrok spojrzała na niego wściekła, lecz jej wściekłość
momentalnie wyparowała, gdy zamiast syna ujrzała pustego człowieka. Podeszła do
drzwi . - Kto tam?- Gwar ucichł, ktoś
niepewnie odpowiedział.
- Pani Mikołajowa….
Proszę otworzyć. Karolina… - ale
ktokolwiek te słowa wypowiedział, nie zdążył dokończyć zdania. Matka otworzyła
drzwi a to co zobaczyła zamroziło jej na sekundę krew, która paliła ją zimnej
od środka.
- Chryste Panie!!! Co
jej jest, gdzie Arek?! - Krzyczała Matka, widząc Karolinę w poszarpanym dresie,
z zakrwawioną koszulką, bez dziecka z wzrokiem utkwionym w pustych dłoniach. -
Karolino… .- Matka przypuszczała co się stało, broda jej zadrżała, objęła
synową i wprowadziła do środka.
- Całe szczęście że ona
przeżyła . - szepnęła jedna kobieta odchodząc, a Matka wiedziała że tamta ma
racje.
Karolina
nie była pierwszą, która próbowała uciec. Podświadomie czuła że coś się dzieje,
że jej dziecku grozi niebezpieczeństwo. Każda z nas to czuje. Nie wolno nam
mieć dzieci bez pozwolenia. Już nikt się nie kocha, bo to zbyt duże ryzyko,
nikt nie chce dłużej cierpieć. Karolina długo dochodziła do siebie, często
rozpamiętując tamtą noc. Nie pamięta co się stało, nie pojęła sekretu kobiet z
wioski, wyparła to z pamięci starając się żyć normalnie. Mijały lata kobiety rozmnażały
się pod bacznym okiem naszych hodowców,
niestety nie wszystkie się posłuchały. Nasza nieszczęsna Karolina znowu zaszła
w ciążę. Pełna nadziei na lepsze jutro, nadal nieświadoma tego co się dzieje
dookoła. Zbyt słaba psychicznie by pojąć co tak naprawdę nami kieruje. Aż
przyszedł dzień porodu, tych łez nie zapomnimy nigdy mimo że widzieliśmy to już
tyle razy.
W całym domu było
głośno. Łukasz chodził pod drzwiami ściskając kocyk po zmarłym Arku, by
przekazać go młodszemu dziecku, w spadku po nieszczęśliwym bracie. Z każdym
krzykiem Karoliny jego mięśnie sztywniały. Wszystkie napięte jak struna. Zaciśnięte
pięści, zgrzytające zęby. Tak trwało to przez 16 godzin, zaczęło nad ranem a
skończyło w środku nocy.
- Mamo… już nie mogę
- wyszeptała jękliwie, spocona i
wykończona.
- Jeszcze chwilę
kochana, zaraz będzie koniec, za chwile przytulisz szkraba. - Nadzieje w głosie Matki dodawała Karolinie
otuchy – Jeszcze kilka skurczów, mała dasz rade.
Karolina zacisnęła
szczęki i z wielkim wysiłkiem parła ostatni raz.
-Mamo… mamo czy to już
- jej słowa były ulotne jak para i ciche
jak szmer pod drzwiami.
Matka w tym czasie
wycierała maleństwo, nic nie mówiąc. Poklepywała je po plecach dopóki nie
zaczęło cicho kwilić. Nie cieszyła się, nie płakała, nie mówiła nic. Położyła
małe dziecko na piersi Karoliny. Dziewczyna spojrzała ciepłym, jeszcze
nietrzeźwym wzrokiem na swój skarb. Dopiero po chwili jej źrenice zwęziły się
pozostawiając tylko ziarnka maku na tęczówkach.
-Mamo…. Mamo czemu ono
takie jest? Czemu ono takie jest?!!! CZEMU? – krzyczała histerycznie, nie
dotykając swojego synka. Patrzyła na powykrzywiane kończyny, przerośniętą głowę,
krzywo osadzone oczy, rozszczepioną wargę. Przerażona nie miała siły płakać ani
modlić się
.- Mamo? Mamo powiedz
coś! – błagał, błądziła wzrokiem po
pokracznej istocie, którą właśnie urodziła. Matka zabrała dziecko, owinęła w koc
i wyszła z pokoju.
To
był ostatni dzień z życia Karoliny, nie potrafiliśmy jej uchronić. Biedna,
pobiegła nocą do lasu i utopiła się w potoku, jakby w zalewie swoich łez.
Łukasz został z dzieckiem sam, nie licząc troskliwej Matki, która pocieszała
syna w tych trudnych chwilach. Małemu Dominikowi zastąpiła matkę. Łukasz
pokochał synka bez reszty. Mimo niesprawności, Dominik wypełnił całe jego
życie, uwagę i czas. To jedyne co zostało mu po ukochanej Karolinie. W końcu
Łukasz zaczął pytać, zadając właściwe pytania.
- Matko, powiedz mi co się stało? Co się stało
z Arkiem, czy coś go zabiło? – teraz umiał o to pytać, umiał o tym rozmawiać
- Tak synu. - nie rozwijała odpowiedzi
-Ale co to było? Czy to
ma związek z niepełnosprawnością Dominika? Przecież nikt w naszej rodzinie nie
był chory, ani w rodzinie Karoliny. - drążył.
- Tak, te sprawy są
powiązane, nic nie dzieje się bez przyczyny. - pytała w duszy, czemu to właśnie
ona musi odpowiadać na te pytania, czemu
ona musi opowiadać tę historie.
- Matko! Spójrz na mnie
i mi wytłumacz, chyba mam prawo wiedzieć co tu się dzieje? Czemu jest w tej
wiosce niewielu mężczyzn i tyle chorych
dzieci?! - dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nigdy go to nie zastanawiało i
nigdy nie wydało się dziwne. Matka usiadła, spojrzała na niego poważnie i
zaczęła historie a on słuchał, z coraz większych zdziwieniem i niedowierzaniem.
- Widzisz, tak tutaj
już jest. Dlatego Dominik jest chory, tak jak inne dzieci. To klątwa, przekleństwo
za próbę ucieczki. One nami rządzą, a ta wioska to jedyne miejsce gdzie posiadanie
dzieci nie jest błogosławieństwem.
- Chcesz powiedzieć że
jakieś prastare istoty kontrolują tutaj narodziny? Nasz Arek umarł bo był
niechcianym przez nich chłopcem? A Dominik jest chory bo to kara? Mamo, czy Ty
słyszysz co mówisz?
-Tak, to samo opowiedziały
mi kobiety z wioski jak się dowiedziały, że Karolina jest w ciąży. Nie chciałam
w to wierzyć, ale teraz jestem pewna że to prawda. - opuściła głowę
zrezygnowana.
Łukasz nic więcej już
nie powiedział i nigdy więcej nie drążył tego tematu.
I
tak to już jest w naszej małej wiosce. W wiosce gdzie rządzą Mamuny. Nienawidzą
mężczyzn, rządzą kobietami. Dla każdej młodej kobiety to trudna lekcja. Każde
dziecko jest kontrolowane, nieliczni wiedzą kto i z kim ma płodzić. A jeżeli
ilość chłopców im zagraża, żądają kilku w ofierze . Każda kobieta, która im się
sprzeciwi, nosi piętno. Każde następne dziecko, które urodzi, będzie
upośledzone. Jak widać w naszej wiosce kobiety wolno uczą się na błędach. A
Mamuny wściekłe żyją w głębi lasu, obserwując i wyciągają c swoje chude,
kościste palce po każde nowonarodzone dziecko. Następnym razem, gdy będziesz na
wsi, zastanów się czy dziecko, które bawi się na podwórzu było zaplanowane, a
jeżeli ma upośledzone rodzeństwo, to już wiesz co to znaczy. A czy na swoje
dziecko masz zezwolenie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz